Pamiętacie, gdy pisałam, że świat to stan umysłu? O tym, że postrzegamy nasze otoczenie zależnie od tego jaki mamy nastrój i jakie przeżywamy akurat emocje. Wspomniałam wtedy, że każdy kij ma dwa końce, bo otoczenie z kolei determinuje nasz nastrój – ale o tym miało być kiedy indziej.
Dziś nadeszło kiedy indziej.

Odwracamy kota ogonem (tylko nie za mocno, koty tego nie lubią!) i obserwujemy o co chodzi z tym otoczeniem, które ma się jakoś mieć do naszego nastroju. Nie tylko nastroju zresztą: do emocji, zachowania, sposobu myślenia i postrzegania. A, że, jak wyżej, kij ma dwa końce, oba tematy nam się zapętlają. Nie ma jednego bez drugiego. Yin i yang.
Mówiąc „otoczenie”, mam na myśli miejsca, w których przebywamy i ludzi, z którymi się stykamy. Dziś rzecz będzie o miejscach. Jakich? Różnych. Najbliższych i dalszych. Niech to będzie pokój, mieszkanie, hotel, szkoła, biuro, park, las, osiedle, miasto, kraj…

Obrazek, jaki wita Cię każdego ranka za oknem, potrafi mieć niebagatelny wpływ na Twoje samopoczucie. Możemy mieć okna wychodzące na zaniedbane podwórko-studnię i widok na walające się śmieci, które nie mieszczą się w kontenerze. W domu panuje wieczny półmrok, bo szara ściana przeciwległego budynku skutecznie blokuje promienie słońca. Niejednego dopadnie przygnębienie. Możemy co rano przyglądać się ptakom hasającym po drzewach w naszym ogrodzie. Komuś będzie lepiej na wsi wśród zieleni, drugi będzie się wkurzał, że z tego zadupia nie ma jak dojechać w sobotę do kina. Bo on woli dżunglę, ale miejską. A dlaczego? Właśnie dlatego, że tu lub tam lepiej się CZUJE. Jeśli człowiek ma możliwość wyboru, co wcale nie jest takie oczywiste, to miejsce będące domem wybierze świadomie. Wnętrze można zmienić nie do poznania, ale budynku się nie przestawi (chociaż zdarzały się takie przypadki:)). Znam coraz więcej osób mieszkających w tygodniu w mieście, dla wygody, a na weekend uciekających do domku gdzieś nad rzeką czy jeziorem. Dzięki temu nie tracą tak potrzebnego im kontaktu z naturą, ładując akumulatory wśród zieleni.

Jako, że trwa okres przedświątecznych porządków, weźmy na warsztat bałagan w tym naszym wnętrzu miejskim lub wiejskim, a raczej brak tegoż (przy okazji możesz zajrzeć tutaj). Wyobraź sobie swoje mieszkanie, najlepiej świeżo po remoncie; co tam będziemy się bawić w zwykłe porządki. Idealnie gładkie ściany, żadnej ryski ani plamki. Czyściutkie okna, aż masz wrażenie, że nie mają szyb. Meble wypolerowane na błysk (chyba, że ktoś woli mat;)), na ścianach ryciny, których dobór zajął Ci całe niedzielne popołudnie. Na sofie nowiutkie poduszki, a na stole kwitnąca gwiazda betlejemska. Piękne, ciepłe światło zalewa pokój. Jak się tu czujesz? Aż się chce wygodnie usiąść na sofie odświeżonej nowymi poduchami, z filiżanką kawy (no dobra, może być kubek herbaty) i podelektować się książką (filmem, internetem, itp.). Masz teraz tak instagramiczne wnętrze, że aż prosi się, by strzelić sobie selfiaczka na jego tle, a ostatnią rzeczą, którą byś sobie teraz życzyła, to rozsmarowane przez dziecko resztki obiadu na Twoim jedwabnym obrusie. Nie oszukujmy się, trzeba było kupić plamoodporny. W każdym razie teraz schylisz się po najmniejszy okruszek na podłodze, a brudny talerz będzie Ci się jawił niczym wrzód na czterech literach. Czujesz się w tym wnętrzu trochę jakby odświętniej, bardziej elegancko. Zauważyłaś? Może nawet wyciągniesz sukienkę, którą kupiłaś sobie na wyprzedaży w zeszłym miesiącu, a dotąd nie miałaś okazji jej założyć. W końcu kto powiedział, że kiecka jest tylko na wyjście, a po domu można chodzić jedynie w rozlazłym dresie? (oj, do tego na pewno wrócimy) I może wieczorem lampka wina w miłym towarzystwie..?;)

A bałagan? Nie, nie bałagan. Brud i syf. Speluna, gdzie łażą karaluchy, bo nikt nie bawi się w mycie naczyń i wyrzucanie śmieci. I komuś chyba coś zaszkodziło, bleee… Jak Twoje samopoczucie? Pomijając, że wszystko zaczyna człowieka swędzieć. Co czujesz? Obrzydzenie. No coś Ty, gdzie Twój romantyczny nastrój? Łomatko, daj spokój! Wyjść stąd jak najprędzej i wyszorować ręce! Nie, lepiej od razu wejść pod prysznic. Brrr… Idźmy więc dalej, byle szybko.

Wchodzimy do wielkiego, majestatycznego wnętrza. Może gmach opery, może willa jakiegoś nieprzyzwoicie bogatego szejka. Wiele osób w takim miejscu odczuwa onieśmielenie. Niektórych przytłacza przepych, inni po prostu czują się trochę bardziej „ach, ą, ależ”. Niejeden traci rezon. Dlaczego władcy zasiadali na tronie? Żeby znaleźć się wyżej niż poddani, zaznaczając tym samym swoją pozycję. Wielu szefów czy polityków podkreśla swoją władzę siedząc na wyższym niż interlokutorzy krześle lub też mając biurko na podwyższeniu. Siłą rzeczy adwersarz postawiony zostaje na pozycji niższej, mającej wymusić na nim uległość. CZUJE SIĘ mniej pewny siebie.

Ładne, przyjazne wnętrze pomaga się zrelaksować. I pomaga zdrowieć, co wreszcie zauważono ostatnimi laty choćby w dziecięcych szpitalach. Pomijam kwestie środków, chociaż ogrom pracy robią tu też fundacje. Wnętrza są coraz częściej kolorowe, radośnie ozdobione. Pościel z superbohaterami i księżniczkami. Wiecie jakim było przeżyciem dla naszego synka, gdy któregoś razu zobaczył na „swoim” oddziale nową pościel z bohaterami bajek? Gdy okazało się, że przypadła mu w udziale kołdra i poducha z BenTenem, niemal od razu ozdrowiał:) Uśmiech długo nie schodził mu z twarzy. Czy nie o to chodzi? Żeby pacjent po prostu POCZUŁ SIĘ lepiej?

Wyjdźmy na ulicę. Jest czysta i zadbana? Przyjemnie tu. Ktoś pomyślał o alejkach, przespacerujmy się, pogadamy. Czy może raczej wkoło walają się śmieci, klomby dawno zostały rozjeżdżone przez samochody nie mające gdzie zaparkować i właśnie potknęłaś się o wystający kawałek kostki brukowej. Szlag by to trafił… Idą dzieciaki, rzucają papierki na ziemię. Lecą kur… jak przecinki. Facet z naprzeciwka wdeptuje w chodnik peta. Przecież jeden więcej nikomu nie zaszkodzi.
Ostatnimi czasy modne zrobiły się w Polsce woonerfy, których jestem gorącą zwolenniczką. Wspaniale uspokajają ruch w centrum miasta. Bez dodatkowych zakazów i nakazów. Samochody, owszem, mogą jeździć, mają też gdzie parkować, ale jest to przede wszystkim zielone miejsce dla spacerowiczów i rowerzystów. Można spokojnie zjeść obiad, wypić kawę czy po prostu pogadać w ładnych okolicznościach przyrody. W takim miejscu nikomu nie przyjdzie do głowy wypuścić swojego Pikusia i po nim nie posprzątać, gdy tymczasem nieostrożny krok na przeciętnym osiedlowym trawniku gwarantuje wdepnięcie w psią kupę. Ba, na chodniku w centrum miasta nierzadko też. Jedno co zmusza do sprzątania, to nieuchronna kara, o którą na pewno łatwiej na terenie monitorowanym, co tu dużo gadać. Ale drugie, to poczucie, że nie wypada. Zauważcie, że ludzie nie śmiecą tak łatwo w miejscach czystych i zadbanych. Ale tam, gdzie śmieci już leżą… Nie czepiaj się kobieto.

Długo by tak można. Chciałam po prostu pokazać, że zarówno to, co dzieje się wizualnie wokół nas w przestrzeni publicznej, jak i w zaciszu naszego mieszkania, ma wpływ na to, jak się czujemy i jak się zachowujemy. I koło się zamyka – nasze samopoczucie determinuje sposób, w jaki patrzymy na świat:)

3 komentarze

  1. Każdy z nas inaczej odpoczywa, w innym otoczeniu, młodym ludziom (młodzieży) absolutnie bałagan nie przeszkadza, wręcz porządek ich męczy, przeszkadza .. lecz ja podpisuję się pod tym tekstem, czytając o tym porządku, czystych oknach już odczuwałam spokój i przyjemne uczucie relaksu.. cytując Katarzynę Miller – czasem w trudnych warunkach zewnętrznych warto sobie w głowie przygotować taki swój pokój relaksu, bo w życiu bywa różne.

    BHM
  2. Dzień dobry Doyar, gratuluję spostrzegawczości i przy okazji dziękuję za pierwszy komentarz:) Nadaję lokalnie, z Polski, a fotka została zrobiona w Irlandii, w Hrabstwie Clare, okolice Liscannor. Irlandia jest dla mnie synonimem pięknych widoków, aczkolwiek w Polsce na brak takowych zdecydowanie narzekać nie możemy:)

    kogelmogel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *